Sąd nad gosposią, czy sąd nad… inspektorami pracy?

16 października 2012 | Bez kategorii

 

 

W dniu 11 października 2012 r. „Gazeta Wyborcza”, w ogólnopolskim dodatku „Duży Format”,  zamieściła reportaż autorstwa Krystyny Naszkowskiej pt. „Inspektor  w twoim domu. Sąd nad legalną gosposią”, dotyczący kontroli przeprowadzonej przez inspektora pracy Państwowej Inspekcji Pracy, w związku z zatrudnianiem przez panią Dorotę Matałowską gosposi – obywatelki Ukrainy.

 

Ponieważ ów „reportaż” jest przede wszystkim sądem nad wymienionymi  z imienia  i nazwiska inspektorami pracy, czujemy się zobowiązani do odniesienia się do jego treści.  

 

Zasięgnęliśmy informacji u źródła. Z danych przekazanych Stowarzyszeniu Inspektorów Pracy Rzeczypospolitej Polskiej przez Okręgowy Inspektorat Pracy w Warszawie wynika m.in. że kontrola w zakresie legalności zatrudnienia przeprowadzona została przez inspektora pracy w miejscu świadczenia przez obcokrajowca pracy, czyli w lokalu mieszkalnym. Kontrolę przeprowadzono w związku z powiadomieniem o naruszeniu przepisów ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy, skierowanym do Państwowej Inspekcji Pracy przez Mazowiecki Urząd Wojewódzki. Kontrola potwierdziła naruszenie przepisów ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy, które to stanowią wykroczenie określone w ww. ustawie. Stwierdzono również naruszenia innych podstawowych przepisów prawa pracy. Ustalenia z kontroli inspektor pracy zawarł w protokole kontroli, do którego nie wniesiono zastrzeżeń, i z urzędu, jako oskarżyciel publiczny wszczął wobec pracodawcy postępowanie wykroczeniowe. Sprawa znalazła finał w sądzie, który uznał pracodawcę winnym popełnienia zarzucanych mu czynów i wyrokiem nakazowym wymierzył grzywnę w wysokości 3000 zł. Pracodawca od tego rozstrzygnięcia wniósł sprzeciw, i sąd w postępowaniu zwyczajnym, uznając pracodawcę winnym, wymierzył pani Dorocie Matałowskiej grzywnę w wysokości 500 zł. oraz obciążył ją kosztami sądowymi. Oskarżyciel publiczny wniósł apelację od wyroku, uznając iż argumenty sądu, przemawiające za zastosowaniem nadzwyczajnego złagodzenia kary są nieprzekonujące, w sytuacji kiedy ustawa określa minimalną wysokość grzywny za takie wykroczenie na 3000 zł. Sprawa jest w toku. Sąd apelacyjny bezstronnie oceni zasadność apelacji.

Tylko tyle… i aż tyle.

Należy wyrazić zdumienie że pani Krystyna Naszkowska, autorka reportażu, zamieszczonego w tak poczytnej gazecie – ograniczyła się tylko do opisu zrozumiałej zresztą reakcji zdesperowanej obywatelki naszego pięknego kraju, nie zadbawszy o umożliwienie wyrażenia zdania przez drugą stronę tj. o wymienionych przecież z imienia i nazwiska innych obywateli tego samego kraju, tyle że mających pecha/zaszczyt być urzędnikami państwowymi. Nie zwróciła się także o informacje do Okręgowego Inspektoratu Pracy w Warszawie.

Pozwolimy sobie nie odnosić się do licznych pejoratywnych określeń odnoszących się do działań podjętych przez inspektorów pracy, oraz nieścisłości dotyczących przepisów prawa pracy i procedur kontrolnych Państwowej Inspekcji Pracy. Rozumiemy, iż być może, a raczej na pewno, pani redaktor nie jest prawnikiem.

Zaprotestować natomiast musimy przeciwko nieumyślnemu zapewne dezinformowaniu licznych czytelników „GW”, iż umowa – zlecenia i umowa o pracę zawierane mogą być w zasadzie dowolnie i naprzemiennie, a głównym powodem zawarcia umowy-zlecenia jest  uniknięcie konieczności ponoszenia kosztów badań lekarskich czy szkoleń bhp.  A urzędy wręcz mają instruować obywatela, jak omijać prawo.  W naszym obywatelskim odczuciu – tak być nie może.

Wydaje się także, że pani redaktor nie jest „na bieżąco” i nie zna nastrojów społecznych (mówimy tej większej, biedniejszej i słabszej części polskiego społeczeństwa) oraz raczy nie dostrzegać jednego z ważniejszych wątków obecnej debaty publicznej tzn. dopuszczalności zatrudniania na podstawie tzw. „umów śmieciowych”.

A gdzie w artykule przedstawiono racje pracownika/zleceniobiorcy, niekoniecznie tej konkretnej gosposi z Ukrainy, która niewątpliwie jest szczęśliwa, że może zarobić cokolwiek? Czy pani redaktor zakłada, że w obliczu Temidy gosposia obwiniać będzie swojego pracodawcę o cokolwiek?

Dlaczego autorka reportażu, powołując się na Konstytucję nie przytoczyła artykułów ustawy zasadniczej, gwarantujących obywatelom Rzeczypospolitej podstawowe prawa: prawo do bezpiecznych i higienicznych warunków pracy, prawo do dni wolnych od pracy, urlopów wypoczynkowych, ograniczonych przez ustawę norm czasu pracy czy prawo do minimalnego wynagrodzenia.  Zastanówmy się, które z tych praw ma osoba zatrudniona na podstawie umowy – zlecenia, i czy w tzw. „realnej rzeczywistości” osoba taka ma jakikolwiek wybór  rodzaju umowy?

Pani redaktor, czy wie pani jak wyglądałby przebieg zdarzeń, gdyby kontrolę u pani Doroty Matałowskiej przeprowadzili funkcjonariusze Straży Granicznej ? Z punktu widzenia żądnego sensacji dziennikarza, dalsze losy pracodawcy, a szczególnie gosposi-obcokrajowca stanowiłyby dużo lepszy materiał na reportaż.

A może wypada i należy pozostawić sprawę rozstrzygnięciu Wysokiego Sądu, który rozpatruje apelację? W krajach o ugruntowanej demokracji, recenzowanie pracy sądu w toku prowadzonej sprawy i sugerowanie rozstrzygnięcia – uważane jest za co najmniej niestosowne.

Choć zastosowane przez inspektora środki prawne wydają się być zgodne z wymogami obowiązujących przepisów, to zadać można sobie oczywiście pytanie: czy były one adekwatne do wagi przewinienia?

Czy możliwe było zastosowanie jednego ze środków oddziaływania wychowawczego, jeżeli do popełnienia oczywistych przecież wykroczeń doszło z winy nieumyślnej i nie było bezpośrednich zagrożeń dla zdrowia i życia, a naruszenie przepisów przez pracodawcę wynikało z niedoinformowania pracodawcy „w temacie” zatrudniania gosposi ?  Jaki wpływ na przebieg zdarzeń i treść relacji pani Doroty, cytowanej bezkrytycznie przez  reportera „GW” miał fakt przeprowadzania kontroli  przez „pojedynczego”  inspektora (czyli brak świadków rozmów prowadzonych z pracodawcą), a także niewielkie doświadczenie zawodowe osoby przeprowadzającej kontrolę?  Czy tytułowy „młodszy inspektor pracy” mógł ponieść ryzyko poniesienia odpowiedzialności za niedopełnienie obowiązków, lub zbytnie „pójście na rękę” pracodawcy (czytaj: skorumpowanie)?

 

Szanowni inspektorzy! Zastanówmy się, jak byśmy sami zareagowali rozpatrując sprawę taką, jak ta? Czy w opisanym stanie faktycznym i istniejących uwarunkowaniach organizacyjnych urzędu państwowego, związanych m.in z realizacją „budżetu zadaniowego”, a także procedurami antykorupcyjnymi  można było postąpić inaczej?

 

Chroń nas jednakże Panie Boże od uznaniowego stosowania prawa przez jakiegokolwiek, nawet najbardziej przyjaznego obywatelowi i mediom urzędnika.

Na zakończenie omawianego tekstu, jako argumentum ad baculum  przytoczono bardzo krytyczną wypowiedź Pani dr hab. Moniki Płatek, prof. UW, negującą en bloc, podjęte przez inspektorów pracy działania. W wypowiedzi Pani Profesor nie odniesiono się jednak merytorycznie do działań inspektorów pracy, pominięto także konkretne odniesienie się do obowiązujących przepisów. A skróty myślowe, jak np. odwoływanie się do kodeksu cywilnego  w dyskusji nad postępowaniem karnym – nazwać można karkołomnymi. Tytułowym kijem  jest włożona w usta Pani Profesor sugestia wyrzucenia inspektora  pracy… z pracy.  Znamy i ogromnie cenimy zaangażowanie społeczne Pani Profesor Moniki Płatek, szczególnie na forum organizacji pozarządowych, w zakresie doradztwa w procesie legislacyjnym, i w zakresie obrony osób szczególnie pokrzywdzonych przez prawo, ale także emocjonalny sposób przedstawiania swoich racji. Nie tak dawno mieliśmy nawet okazję zasiadać przy jednym stole i to po tej samej jego stronie (proszę zerknąć na fotografię otwierającą wpis na naszej stronie z dnia 11.10.2012 – osoba pierwsza z lewej to właśnie Pani Profesor).

Nie chce nam się wierzyć, że Pani Profesor mogła coś takiego powiedzieć. Zadziałały albo „skróty odredakcyjne” albo brak autoryzacji wypowiedzi. W naszej ocenie chodziło o wskazanie niektórych, nieakceptowanych przez Panią Profesor mechanizmów funkcjonowania prawa w Polsce oraz podkreślenie, na jakich wartościach  oparty jest ustrój prawny, które działając, powinniśmy mieć na uwadze. I to jest może w tym całym zamieszaniu najważniejsze.

Do Pani Profesor kierujemy uprzejme pismo z prośbą o ewentualne skomentowanie treści wydrukowanych w „GW” oraz  wskazanie możliwych do zastosowania (według Pani Profesor) rozwiązań systemowych, Prosimy także o zaproponowanie lub wręcz zainicjowanie odpowiednich zmian w obowiązującym prawie.

Celami statutowymi Stowarzyszenia Inspektorów Pracy Rzeczypospolitej Polskiej jest  m.in. urzeczywistnianie zasad demokratycznego państwa prawnego, promowanie idei społecznej odpowiedzialności biznesu i przyjaznego państwa, ale także umacnianie niezależności inspektorów pracy gwarantowanej przez Konwencję Nr 81 Międzynarodowej Organizacji Pracy. Jesteśmy głęboko zainteresowani, zarówno jako inspektorzy pracy jak i obywatele doskonaleniem systemu prawnego, kształtowaniem właściwych relacji obywatel-państwo i państwo-obywatel, a przede wszystkim  budowaniem autorytetu Rzeczypospolitej i instytucji państwowych.

 

Liczymy na to, że uwagi Pani Profesor pomogą w pełnieniu przez inspektorów pracy służby społecznej, w coraz lepszym i bardziej efektywnym wywiązywaniu się z obowiązków określonych przez ustawę.

 

Co w opisywanych kwestiach można zmienić?

W kontekście powyższej dyskusji, i jakże soczystego, użytego w omawianym artykule określenia: „szwendanie się” inspektora pracy po mieszkaniach – otwartą pozostaje  kwestia ustawowego uregulowania zasad prowadzenia czynności kontrolnych w domu lub mieszkaniu prywatnym przedsiębiorcy/pracodawcy. Problem w najbliższym czasie zdaje się spotęgować, w związku z niedawnym nałożeniem przez ustawodawcę na inspektorów pracy kolejnego obowiązku: pełnienia funkcji oskarżyciela publicznego w sytuacji uporczywego powierzania wykonywania pracy cudzoziemcowi przebywającemu bez ważnego dokumentu uprawniającego do pobytu na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, w przypadku gdy praca ta nie ma związku z prowadzoną przez powierzającego wykonywanie pracy działalnością gospodarczą, oraz podżegania i pomocnictwa do ww. czynu.

Ponadto wydaje się zasadnym, by przepisy sankcyjne zawarte w ustawie o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy, w części dotyczącej dolnej granicy grzywny dostosować do uregulowań zawartych w art. 281 – 283 Kodeksu pracy, a także stworzyć możliwość stosowania w takich wypadkach postępowania mandatowego, jako alternatywy dla kierowania wniosku o ukaranie do sądu.

 

Stanowisko Okręgowego Inspektoratu Pracy w Warszawie


Zamieszczenie komentarza do danego wpisu oznacza uprzednie zapoznanie się z odpowiednim regulaminem zawieszonym na stronie głównej SIPRP i akceptację jego postanowień. Jednocześnie informujemy, że Zarząd Główny SIPRP nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych komentarzy – są to wyłącznie prywatne opinie użytkowników.

komentarzy 5 do wpisu “Sąd nad gosposią, czy sąd nad… inspektorami pracy?”

  • 1 ali napisał(a):

    Atak na inspektora w mediach to coraz częstsza rzecz, Dobrze ze broni go Stowarzyszenie i OIP. A gdzie inni m.innymi związki zawodowe i centrala. Swoją drogą to wyjątek że nie wystawia się d…y inspektora tylko podejmuję polemikę z atakującym, co niestety jest regułą. Swoją drogą to czy w przypadku orzekania poniżej dolnego wymiaru kary można było nie korzystać z apelacji bez wystarczającego argumentu w uzasadnieniu sądu ? W moim OIP jest to zasada od której rzadko odstępujemy.

  • 2 mario napisał(a):

    Trzeba jednoznacznie stwierdzić, że artykuł jest napisany na kolanie bez uzyskania choćby informacji od rzecznika PIP. Niestety tak to już w naszym kochanym kraju jest że tworzy się prawo w większości po to żeby go nie stosować lub omijać. Natomiast stwierdzenia tej pani profesor umacniają mnie w przekonaniu, że milczenie jest złotem. Wypowiedzi tej Pani bardzo pasują mi do afery Amber Gold ponieważ wszyscy wiemy że właśnie w tamtym przypadku urzędnicy RP począwszy od prokuratorów i sędziów a na kuratorach skończywszy pomagali jak tylko mogli przedsiębiorcy w tym żeby krzywda mu się nie stała. Widać część z wyżej wymienionych była studentami tej profesorki. Wracając do kontroli przeprowadzonej przez inspektora pracy muszę stwierdzić że przeprowadzona została ona zgodnie z prawem, i tyle. Jedyna wątpliwość jaka mi się nasuwa to taka czy jako inspektor udałbym się do mieszkania czy też wzywałbym do biura. Myślę że nasz młodszy kolega, który zapewne niedawno wrócił z uniwersytetu PIP we Wrocławiu podjął taką a nie inną decyzję ze względu na przepis który stanowi że kontrolę prowadzimy w siedzibie pracodawcy lub innym miejscu prowadzenia działalności i przetrzymywania dokumentów – ustawa o PIP, a prowadzenie kontroli w siedzibie Urzędu jest możliwe tylko za zgodą przedsiębiorcy – ustawa o SDG. Dlatego też inspektor miał prawo „szwendać” się po mieszkaniu. Dura lex sed lex – właścicielka mieszkania zatrudnia pracownika jest pracodawcą ze wszystkimi tego konsekwencjami. Odnośnie szkolenia bhp gosposi może to i przesada szanowna pani Doroto, ale wszyscy wiemy że np. kuchnia to bardzo niebezpieczne miejsce. Jeśli Pani nie wierzy to proszę poczytać o historii Pana Ziemca z TVP 1. Reasumując, jak już pisałem na wstępie artykuł pisany tendencyjnie, miernie i w stylu typowego brukowca. No cóż, poniekąd jest to odpowiedź na ciągły spadek sprzedaży tej „gazety”.

  • 3 Dyzio napisał(a):

    Pamietam z własnego doświadczenia, że w Ośrodku Szkolenia PIP we Wrocławiu przygotowując nas do zawodu m.in. zalecano stosowanie mandatu karnego tylko przy jednym wykroczeniu, a już przy dwóch i większej ich liczbie miał być kierowany wniosek o ukaranie, środki wychowawcze nie były wówczas „w modzie” i mało tam o nich mówiono. Myślę, że w opisanym stanie faktycznym przy pierwszej kontroli pracodawcy i braku bezpośrednich zagrożeń dla zdrowia lub życia poza wydaniem nakazu i wystąpienia wystarczyło zastosować środek oddziaływania wychowawczego.

  • 4 pablo napisał(a):

    Takie teksty jak ten w GW są pisane przez dziennikarza pod określoną tezę. Dziennikarz zakłada sobie, ze ma ośmieszyć urzędnika i nie zbacza na to, co w danej kwestii stanowią przepisy, bo gdyby postarał się z nimi zapoznać, to by mogło się okazać, ze teza którą sobie założył (ośmieszenie urzędu) nie do końca mu się uda.
    Moje wątpliwości budzi jednak fakt, czy w tym konkretnym przypadku należało wykazywać się aż taką determinacja jeżeli chodzi o ściganie wykroczenia, a konkretnie, czy zasadne było składanie apelacji od wyroku, skoro mamy do czynienia z jednoosobowym pracodawcą, zaczynającym działalność (jeżeli zatrudnianie gosposi można nazwać działalnością) czy już nie należało poprzestać na wyroku sądu I instancji, który potwierdził bezprawne działanie tej pani, czy też jak to sugeruje Dyzio poprzestać na środkach oddziaływania wychowawczego. W tej kwestii może pojawić się pytanie, czy zachowanie inspektora wynikało z faktycznego przekonania tej osoby o takim sposobie postępowania, czy może jest to polityka okręgu (karać), a może efekt wrocławskiego szkolenia inspektorskiego.

  • 5 Archer napisał(a):

    Ogólnie wszędzie widać tendencję tworzenia materiałów, nie tylko w gazetach, opartych na relacji zły bezduszny urzędnik przeciwko biedny obywatel który nie zna prawa. Niestety rzadko autorzy takich tekstów starają się poznać stan faktyczny nie tylko z punktu widzenia obywatela, ba, rzadko nawet zapoznają się ze stanem prawnym który dotyczy danej sytuacji.
    Co o dysputy na temat środków wychowawczych, to przy zagrożeniu karą grzywny minimum 3000 zł nie ma możliwości poprzestaniu na takowym środku tylko trzeba jakoby z automatu sporządzać wniosek i w tym zakresie sąd decyduje (z tego co wiem tak też uczą w szkole).